Shanghai – po raz drugi

Znow, po 3 tygodniach, jestem w Shangaju. Przyznam, ze porcja wielkomiejskiego ruchu i atmosfera Paryza Orientu , jak mowi sie o Shangaju bardzo mi przypadla do gustu po prowincjonalnych, plemiennych klimatach Yunnanu. Moze ja jednak jestem mieszczką a nie wiochmenką ?
Poszlam sobie wieczorem z naszego, juz oswojonego hotelu Baron na tylach Bundu na włóczegę po miescie , ktore uosabia obecną potęgę i nowoczesnosc Chin, a z drugiej strony pamięta czasy wpływów potęg europejskich . Slady tej kolonialnej przeszlosci są piękne i dostojne – to wspaniałe budynki szanghajskiego Bundu , które obecnie mieszczą głownie największe banki świata w tym Bank of China , znane marki – butiki Chanel, Prady czy zegarmistrzów szwajcarskich. Cała ta szlachetna architektura początków XX w. patrzy przez rzekę Huangpo na Pudong czyli błyszczące, migające tysiącem świateł centrum współczesnej finansjery i biznesu wielkich Chin. Gigantyczne, wymyślne drapacze chmur walczące o palmę pierwszeństwa w byciu naj – z innymi potęgami.
Powędrowalam wzdluż brzegów Huangpo do starego konsulatu brytyjskiego ukrytego w ogrodach na potokiem Souzou az do Ambasady Rosyjskiej gdzie chińscy strażnicy niekoniecznie na bacznosc promiennie się uśmiechali i mówili Hallo do białaski z FRUmicino. Miłe.
Potem trafiłam do przepieknego, secesyjnego hotelu Peace, gdzie z przyjemnością wypiłam prawdziwe espresso z tiramisu i lampkę Henessy- ech, zycie bywa piękne. Takie małe przyjemnosci a jak cieszą 🙂 Moj kapelusz z Yunnanu wydał się bardzo na miejscu w tej scenerii jak u Tiffaniego.

Kilka kroków do gigantycznych centrów handlowych gdzie naganiacze-zachęcacze wrzeszczą by zauważyć ich fantastyczny towar w powodzi innych, równie fantastycznych. Można oszalec !

ET from iPAD

Leave a Reply